ARNOLD PARSZAWIN ARNOLD PARSZAWIN
110
BLOG

MATOŁ NIE CHCE, ALE MUSI (PRZYJĄĆ POMOC PUTINA) (13)

ARNOLD PARSZAWIN ARNOLD PARSZAWIN Polityka Obserwuj notkę 0

-     Zdrastwuj Donald Donaldowicz. Nu sztoż, dzwonię o wczesnej porze, bo wiem, że jako człowiek ekstremalnie zapracowany, cenicie bardzo swój wolny czas. Nie chciałbym narazić Was na jakąś niedogodność.

-     Thank You, Mr President za pańską troskę! Dzisiaj nietypowo dzwoni pan osobiście,  Czyżby sekretarz Pawluczenko miał wolne?

-     A gdzie tam, u nas pracuje się tak samo ciężko jak w Brukseli... Anatola Dawidowicza wysłałem na spacer z moimi psami. Ostatnio za mało się ruszają i trochę tyją - on i moje sobaki. Ale co tam my, powiedzcie lepiej, co u Was, gospodin Tusk?

-     A co pana prezydenta szczególnie interesuje?

-     No szczególnie, co się dzieje z tym biednym malcem, co to nie może przestać sikać. Zaprowadziliście go w końcu do urologa?

-     Szanowny panie prezydencie, Unia Europejska nie ingeruje w podobne sprawy. Jak wiadomo, z zasady nie mieszamy się w wewnętrzne sprawy państw członkowskich, a tym bardziej nie angażujemy się w rozwiązywanie lokalnych problemów. Pozostawiamy to obywatelom. O ile wiem, mieszkańców Brukseli nie niepokoi stan chłopca, o którego pan pyta.

-   Ech! Jeuropa, Jeuropa! Tak bardzo troszczycie się o prawa człowieka, że chcecie rozciągać je na zwierzęta i roboty, a nie interesuje was los małego chłopca w środku waszej stolicy - to nielogiczne i, moim zdaniem, nieludzkie. Zresztą powiedziałem to niedawno na spotkaniu z aktywistami europejskich ruchów ekologicznych i obrońcami praw człowieka. I wyobraźcie sobie, Donaldzie Donaldowiczu, że podzielili mój punkt widzenia, zwłaszcza gdy zwróciłem im uwagę na kolor skóry tego chłopca. Zapowiedzieli,  że będą interweniować u burmistrza Brukseli.

-     I właśnie tak działamy w Unii Europejskiej - liczą się inicjatywy obywatelskie, pozwalamy samym ludziom rozwiązywać ich problemy. Władimirze Władimirowiczu, czy można zapytać, o czym jeszcze rozmawiał pan z ekologami... Pan prezydent na pewno wie, jak zależy nam na tym, by idea ochrony środowiska promieniowała daleko poza Europę.

-     O to żadna tajemnica! Rozmawialiśmy o sytuacji w pańskiej ojczyźnie pod rządami faszystowskiego reżimu Kaczyńskiego. Nasze wspólne oburzenie wywołała skandaliczna dewastacja bezcennego drzewostanu w odwiecznej Puszczy Białowieskiej. Moi młodzi przyjaciele ekolodzy obiecali mi pomoc w walce o powstrzymanie tego barbarzyństwa, będą alarmować opinię publiczną, mają zwracać się w tej sprawie do swoich rządów i odpowiedzialnych za ochronę środowiska instytucji europejskich. Donaldzie Donaldowiczu, jeszcze raz potwierdza się nasza stara ruska prawda, że źli ludzie nawet drzew nie uszanują. Najważniejsze to działać razem. My dobrzy ludzie musimy sobie pomagać, wy przecież znacie: Moskwa, Warszawa - wspólna sprawa... Mam dla pana dobrą wiadomość, gospodin Tusk. Obiecałem panu pomoc w unieszkodliwieniu tego smoleńskiego pismaka i słowa dotrzymałem! Wystarczyła krótka rozmowa i zrozumiał swołocz, gdzie jego miejsce. Znów pracuje w "Rusia Today". Daa... Jak pan widzi, potrafimy być wielkoduszni...jak nikt inny. No ale ja mówię i mówię, a Wy milczycie, Donaldzie Donaldowiczu... Powiedzcie coś, jesteście zadowoleni?

-     Tak w ogóle, czy ma pan prezydent coś konkretnego na myśli?

-     Mam na myśli naszą pomoc.

-     Szczerze mówiąc, nie chciałbym Władimirze Władimirowiczu zbytnio pana obciążać naszymi sprawami... Wiem, jak jest pan zajęty. Myślę, że to zbyt duże poświęcenie z pańskiej strony.

-     Ależ gdzie tam! W ogóle nie ma o tym mowy. Tak naprawdę powinniśmy zacieśnić naszą współpracę. Jest do tego doskonała okazja. Wie pan, co mam na myśli?

-     Zupełnie nie mam pojęcia.

-     Bardzo spodobał mi się pański pomysł, żeby sprowokować polskich faszystów do aresztowania waszej następczyni. Ale moim zdaniem to zaledwie świetny punkt wyjścia do akcji, która mogłaby przywrócić w pana kraju normalność. Jak zwykle u was, Polaków, brakuje konsekwencji i determinacji. Proszę wybaczyć, Donaldzie Donaldowiczu, ale kończycie tam, gdzie inni dopiero zaczynają. A to znaczy, że w tym miejscu powinniśmy wkroczyć do akcji my. Aresztowanie pani Ewy w atmosferze kampanii nienawiści to wymarzona okoliczność, by na drodze jej życia stanął seryjny samobójca. Pamięta pan zapewne Michniewicza, Petelickiego, Lepera, że o naszych ruskich nieszczęśnikach nie wspomnę, bo ich smutnym losem zapewne pan się nie zainteresował - oni wszyscy nie wytrzymali presji złych ludzi i odeszli sami. Zresztą mam wrażenie, że z pożytkiem dla wielu. I właśnie to rozwiązanie powinno być następnym krokiem w pańskiej układance. Dopiero ten akt zrobi na pańskich rodakach odpowiednio wielkie wrażenie. Proszę się nie obawiać, konieszno, wykonanie bierzemy na siebie, nie musi się pan o nic troszczyć. Proszę robić swoje, a my pomożemy. Może pan na mnie liczyć. Nu sztoż, ja mówię, a Wy znowu milczycie. Co pan na to, Donaldzie Donaldowiczu?

-     Ggghhhyyyyy...

-      Tak, znam, u Was w Brukseli to znaczy, że się zgadzacie, chociaż wasza zgoda do niczego nie jest potrzebna, bo tu działać będzie przeznaczenie... Panimajetie: siła wyższa! Ech, święte słowa...święta kobieta...od czasu tej strasznej katastrofy mam dla niej wielkie uważanie. Nu, gospodin Tusk, mam nadzieję, że zgodnie z daną obietnicą będzie pan ją o wszystkim informował. Nie może pan jej zawieść!

znany z tego, że jest nieznany

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka